Wczoraj obchodziliśmy kolejną rocznicę ślubu, a że znamy się 15 lat pomyślałam, że warto się zatrzymać i zastanowić jak jest teraz?
A teraz są dzieci i nasza rocznica wyglądała tak, że mąż czytał bajki do snu synkowi, a ja miałam kolejny maraton parogodzinny – nie, nie lubię smoka, wolę twoją pierś i tak mi tu leż i nie odchodź nigdzie – insynuowała na wpół śpiąc swoim 3 miesięcznym alfabetem córka. Więc ta nasza rocznica odbyła się w takich migawkach – wspólna kawa o 5 rano bo Mąż wychodził do pracy, a ja i tak byłam po – mamo, teraz przyjdź do mnie na godzinę, bo Cię wczoraj nie było, jak z tatą czytaliśmy bajki, a przecież słyszę, że siostrzyczka nie płacze. No więc wspólna kawa, bukiet róż, którego nie zdążyłam na czas wstawić do wazonu bo młodsze dziecię zwymiotowało, kiedy starsze – też małe- zaczęło skakać po łóżku, wspólny spacer po mleko, bo ja kawy ze śmietanką nie lubię, zbieranie kasztanów po drodze że niby na ludziki i zwierzątka, ale gdzieś pod nosem uśmiechaliśmy się na wspomnienie kasztana, którego podarował mi kiedyś JeszczeNieMąż w parku i powiedział, że chciałby, żebym była jego żoną, ale to niestety niemożliwe.
No więc, jak się okazuje możliwe i tak sporo tych lat – a przecież wciąż mało – jesteśmy i robimy razem te zakupy i idziemy z tymi kasztanami i zwalniamy kroku pchając wózki – już nie sklepowe – bo wiemy, że zaraz będziemy w środku dziecięcego fermentu i gdzieś tam po drodze może na siebie spojrzymy. Acha, i jeszcze był sms Kocham Cię o 5.40 jak Mąż już wchodził do pracy, a ja wiedziałam, że za 20 min powita mnie radosne – mamo, mamo pobawimy się autami? Więc miałam te 20 min na nakarmienie córeczki, żeby o 6 w gotowości, udając zdziwienie – to już Ci się nie chce spać – pchać resoraki pod górkę na cymbałki, bo u nas służą właśnie do transportu. No i jeszcze o tej 6 rano myślałam, że jak młodsza latorośl zaśnie to upiekę ciasto czekoladowe z cukinii na tę rocznicę i wysprzątam dom. Udało mi się wysprzątać, znaleźć przepis i to by było na tyle. Jeszcze miałam pomysł, żeby piec z dziećmi, ale po powrocie ze spaceru zapomniałam o tym bardzo szybko. I tak naprawdę nie wiem co robiliśmy, bo czasem wspólne wieczory przypominają mi ferment albo letarg jednocześnie, gdzie jak para mrówek uwijamy się przy dwójce maluchów i gdzieś tam między wanienką, prysznicem, książeczkami, puzzlami i obowiązkowym bieganiem z tatą – niespożyte moce dwulatka – uśmiechamy się do siebie i mówimy: a pamiętasz, jak leżeliśmy wieczorami i 2 godziny zastanawialiśmy się co za film oglądamy i żadnego nie oglądaliśmy i szliśmy spać. I śmiech. A pamiętasz jak wstawaliśmy w niedzielę o 11 i się zastanawialiśmy co będziemy robić i tak był już wieczór i nie robiliśmy nic? Śmiech. Ale to naprawdę tak było? To co my właściwie robiliśmy?
Pewnie i dużo i nic. Pamiętam schadzki w parku, grzańce przy kominku, planowanie wspólnych wyjazdów. Pamiętam same wyjazdy, pamiętam plany na przyszłość. I wiecie co? My je naprawdę realizujemy. Zmieniamy się po drodze, zmęczenie wytrząsa z nas być może czasem namiętność, być może cierpliwość.
Ale kiedy tak biegamy w letargu i czasem poczwórne zmęczenie naszej rodziny dotyka się jak płyty tektoniczne i kiedy erupcja rozkłada nas wieczorem do łóżek, na fotele i kiedy patrzymy na to pobojowisko nieposprzątanych klocków, niepozmywanych naczyń, niepowieszonego prania, rozmazanego makijażu, nieogolonej twarzy, cieni pod oczami, świecącej siwizny w mroku to pytam w duchu : Za co ja Cię pokochałam? A może lepiej: za co ja Cię lubię?
I przypominam sobie to wszystko. I co lepsze – okazuje się, że przecież on to wciąż on!! Eureka.
I wciąż, a może nawet bardziej udaje, że nie wie co to cellulit, co to grawitacja twarzy i dalej dolewa mi ciepłej wody do miski, kiedy grzeję stopy, bo ja wciąż jestem zmarzluchem.
I wciąż więcej milczy, niż mógłby powiedzieć.
Więc ja też więcej milczę i nie mówię – znów nie rozciągnąłeś prania przed powieszeniem. Znów nie schowałeś dokumentów. Znów nie wyniosłeś śmieci. Znów zostawiłeś koszulkę na krześle. Mówię fajnie, że powiesiłeś pranie, schowałam Ci dokumenty do szuflady, fajnie by było wynieść śmieci. Krzesło wstawiam do szafy.
Mówię – może obejrzymy film? Tak wiem, ale może na raty, choć 20min?
Mówię – poszłam po chleb, który lubisz.
Przytulam rano i wieczorem.
A jak już nie mam siły na nic, nawet na to by być człowiekiem to daję mu z uśmiechem tego nieszczęsnego kasztana.
I on wie.
A ja wiem, że on zrobi mi bułkę, choć zarzekam się, że pszenica mi nie służy. Że zrobi mi kawę z podgrzanym mlekiem. Że przyniesie herbatę, kiedy uwięziona jestem w uścisku dziecięcych nosków. Że powie – idź weź prysznic, jest fajna ciepła woda. I ogoli się, kiedy widzi, że ja też mam dres z tych bardziej eleganckich. I skoczy do fryzjera, kiedy widzi, że ja też odrostów nie mam. I kremów używa, jak ja raz na ruski rok tę maseczkę zrobię. I całuje codziennie, jak nie słyszy – czemu znów nie…
Ale mogłabym rzęzić o wiele rzeczy, które kiedyś może mnie nie irytowały, teraz je zauważam. Mogłabym zacząć toczyć wojny o te różnice w nas, które mnie każą planować wszystko z wyprzedzeniem, a jemu na 5 min przed faktem zapytać – to na którą mieliśmy być? Mogłabym zagryzać zęby na ten samotny kotlet wsadzony do lodówki na największej wysmarowanej tłuszczem patelni, zajmującej jak Królowa Elżbieta centralne miejsce kosztem jogurtów i twarogu niewypakowanych z siatki.
Mogłabym nie wstawać te pół godziny wcześniej, żeby umyć włosy, ubrać coś miłego dla oka i przypomnieć sobie, co się robi tuszem do rzęs. Mogłabym wydawać tylko polecenia zamiast dziękować. Mogłabym widzieć niedociągnięcia pomijając resztę milczeniem. Musiałabym wtedy pominąć 15 lat naszej znajomości i to nieokreślone coś, co nas przywiodło na ślubny kobierzec, co stworzyło dwójkę wspaniałych istot i patrzeć na kasztany, które pokrywa kurz. I wściekle ścierać ten kurz, gderając, że zarośniemy brudem jak on nie nauczy się odkładać rzeczy na miejsce.
Wiecie co? On się nie nauczy. Nie chce tego robić, bo lubi robić inaczej. I lubił to robić te 15 lat temu. I lubi jak go pochwalę, przytulę i nie gadam za dużo. A ja też lubię, jak on wciąż udaje, że nie widzi tego cellulitu, przytula mnie wieczorem i kupuje kwiaty a nie nowego mopa.
I tak się lubimy w tym szaleństwie codzienności. I chyba dlatego wciąż nasze zainteresowanie nie skupia się tylko na tym, co jest na obiad, czy rachunki zapłacone, chleb kupiony, a na tym, co czujemy, myślimy, na co mamy ochotę. I jeśli tak ma wyglądać transakcja: porozrzucane męskie koszulki a zainteresowanie Męża nieskrępowane ciągłym napominaniem i próbą zmiany tego, co 15 lat temu brałam całe i w ciemno – to ja te koszulki czasem posprzątam. Czasem nie zauważę, czasem usiądę i pomyślę – przecież gdyby ich nie było to znaczy, że Jego by nie było.
-
Sylwia Hennek
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
thesmellofbeauty
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
Adrian Bysiak
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
zyciejakmuzykablog.wordpress.c
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
zyciejakmuzykablog.wordpress.c
-
-
-
Mamusia Muminka
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
Joanna Lange
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
Antonina & Radek | inne życie
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
Ilona – chillife
-
Ilona – chillife
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
Ilona – chillife
-
-
-
-
Zołza z kitką
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
Lalo.mama
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
Lalo.mama
-
-
-
Radosna Chata
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
NelaiPola-Małe Księżniczki
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
Panna Joanna
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
Z miłości do…
-
Marzena Kud/Fitspirit
-
-
H.Lucynka
-
Marzena Kud
-
-
Gabriela | życieinspiruje.pl
-
Marzena Kud
-
-
Sylwia z MocKobiet.eu
-
Marzena Kud
-
Sylwia z MocKobiet.eu
-
-
-
Szymon O. CopywriterExpert.pl
-
Marzena Kud
-
-
Eva Z.
-
Marzena Kud
-
-
Kobietapo30
-
Natalia Jaranowska
-
Marzena Kud
-